Obudził mnie krzyk ludzi z wioski.
Przyzwyczaiłam się do tego, że krzyczą z powodu zaginięcia
dziecka, tylko dlatego, że dobrze ich nie pilnują. Wtedy chodziło
o coś poważniejszego. Zaczęła się wojna.
Słyszałam odgłos wysadzających
bomb, krzyk ludzi, którzy krztusili się własnymi łzami. Wstałam
z łóżka i ostrożnie podeszłam do okna, które znajdowało się
tuż przy moim łóżku. Chwyciłam zasłonę i lekko pociągnęłam
w lewą stronę by zobaczyć co się dzieje. Na ziemi leżały
resztki ludzkiego ciała; głowy, jelita oraz różne inne organy.
Rozglądałam się bardzo ostrożnie aby nikt mnie nie zobaczył.
Zobaczyłam płaczące niemowlę, które zostało porzucone na
drodze, a w tamtym kierunku jechał czołg. Wiadomo, że nie mogłam
wyjść z domu i je zabrać, bo zabili by i mnie, i to dziecko.
Chwilę potem jej bądź jego ciało było pod pojazdem. W oczach
miałam łzy i przez krótki czas nie mogłam nic widzieć. Szybko
otarłam ślepia i wróciłam do wykonywanej wcześniej czynności.
Po następnej stronie ujrzałam klęczącą kobietę ze związanymi
rękoma oraz ustami, pomimo dużej odległości widziałam, że
płakała. Patrzyłam się na nią jak nawiedzona dopóki jej łeb
nie opadł na zimną glebę. Nie miałam ochoty na dalszą
obserwacje, więc puściłam firankę i szybko poszłam do
korytarzyka, w którym było przejście do podziemia. To była moja
„kryjówka” na złe chwile, ale wtedy była dla mnie tylko
schronieniem. Wiedziałam, że mój dom zostanie zniszczony
kilkadziesiąt minut po mojej analizy. Bez ustanku myślałam o tym,
co zauważyłam kiedy patrzyłam się jak głupia przez okno. Cały
czas próbowałam odbiegać od tej myśli, ale kiedy wracałam do
tematu walki miałam przed sobą wszystkie sceny, które były
odgrywane na podwórzu. Chwyciłam swój zeszyt i zaczęłam
przelewać wszystko na papier.
W pewnym momencie usłyszałam kroki,
które chodziły po moim domu. Usłyszałam, że wykonywana czynność
przez nieznajomego dąży do zakątka, w którym przesiadywałam.
Fakt, że wejście do mnie było wręcz niemożliwe w tamtym momencie
nie był do końca pewny. Spostrzegłam otwierającą się płytkę
podłogi, czyli wejście do schronienia. Ukazała się twarz
mężczyzny, tylko jednego. Po cichu zaczęłam się modlić i prosić
by mnie nie zabijał. Ku mojemu zdziwieniu wszedł do środka,
zamknął płytkę, podszedł do mnie i objął. Odwzajemniłam ten
gest, tylko dlatego, że potrzebowałam poczucia bezpieczeństwa,
zwłaszcza wtedy gdy nad nami działy się najstraszniejsze rzeczy.
Przez kilka minut razem siedzieliśmy w kącie przytulając się w
ciszy, dopóki żołnierz nie chwycił mojej buzi w swoje ręce i
popatrzył mi w oczy. Zrobiłam to samo, ale tylko na moment,
ponieważ uświadomiłam sobie kogo otaczałam ramieniem. Musiałam
być ostrożna, wiedziałam co się dzieje na zewnątrz, tym
bardziej, że to mógł być człowiek z armii, która nas
zaatakowała. Wlepiłam wzrok w podłogę, kiedy nagle chłopak się
odezwał.
- Jak masz na imię? Jeśli można
zapytać. - uśmiechnął się do mnie jak do starej znajomej. W
takiej sytuacji on miał uśmiech na twarzy. Postanowiłam nie
zwracać na to uwagi, albo chociaż nie dać po sobie tego poznać.
- Lily, mam nadzieje, że moje
nazwisko cię nie interesuje - odpowiedziałam z zimną krwią, tak
jakby mnie to w ogóle nie obchodziło, że wtulałam się w
kompletnie obcą osobę. Pochyliłam głowę w jego stronę i
zerknęłam na niego. - A ty? A ty jak masz na imię?
- Louis, Louis Tomlinson.
Sposób, w jaki
wymówił swoje imię sprawił, że zadrżałam. Chyba to zauważył,
bo popatrzył się na mnie jakbym wyznała mu miłość. Siedzieliśmy
w takiej ciszy, że można było usłyszeć nasze oddechy.
- Tu jest pokój, w którym światło
cię nie znajdzie. Trzymając się za ręce, gdy mury się zawalają... - szepnęłam do jego
ucha.
Było tak zimno, że nawet mój
oddech nie był w stanie ogrzewać moich dłoni, wręcz przeciwnie,
było mi bardziej chłodno. Wiedziałam, że kiedy wymamrotałam te
słowa, dreszcz obleciał ciało Louisa.
- Każdy chce rządzić światem. -
bąknął, złączając nasze dłonie razem, podnosząc je do swoich
ust i całując je. Położyłam głowę na jego ramieniu i moje
powieki same opadły.
Chciałam następnego dnia się obudzić
i zobaczyć, że to był tylko sen, ale wiedziałam, że to nie jest
koniec.